Byli z nami…

Zawsze będziemy ich pamiętać.


marek1

MAREK RZADKOWOLSKI (10.02.1974 – 29.06.2020)

Ratownik, masażysta. Po prostu dobry człowiek.

Marek był absolwentem ekonomii na Uniwersytecie Wrocławskim – w każdej organizacji, w której działał, był specjalistą od procedur i optymalizacji działalności we wszystkich zakresach. Dbał o ciągły rozwój, zaczynał stawiać pierwsze kroki jako masażysta. Chciał wspierać nas swoim stołem do masażu i w zaresie „pracy z ciałem” pomagać naszym pacjentom w redukcji objawów somatycznych. Jako ratownik-wolontariusz był związany z wieloma organizacjami pozarządowymi zajmującymi się ratownictwem i ochroną ludności. Wspierał m.in. Pokojowy Patrol w zabezpieczeniu Przystanku Woodstock.

„Rzadki” był streetworkerem, który zaczynał tworzyć projekt Medycy na Ulicy razem z Anią. Uwielbiał „mundurówkę” i przedstawicieli tych środowisk wspierał całym sercem. Czasem mówiliśmy na niego Człowiek-Procedura. Pilnował, żeby wszystko było bezpieczne, uporządkowane, opisane i posortowane. Jeśli coś nie wyszło, to na pewno wiedzieliśmy o tym od Marka. Czasem wściekaliśmy się na siebie, czasem coś nas dzieliło, ale ostatecznie zawsze szliśmy ramię w ramię.

Chociaż jego wzrost i postura budziły respekt – był człowiekiem o gołębim sercu, gotowym do niesienia pomocy o każdej porze dnia i nocy. Był zawsze, dla wszystkich. Kiedy ktoś potrzebował pomocy – nie pytał „dlaczego?” tylko „co i gdzie?”. Nie zdążyliśmy pomyśleć – Marek był.

Mamy nadzieję, że dalej jest gdzieś obok nas… Ze swoim charakterystycznym poczuciem humoru, reagujący salwami śmiechu na sytuacje, które jeszcze przed chwilą wcale nie wydawały się zabawne, ale horrory oglądający przez palce – bo duchy.

Cudowny człowiek, przewspaniały, lojalny przyjaciel, bez którego nic nie będzie już takie samo.

– „Marek, wiesz co?”
– „Nie.”

Kochamy. Tęsknimy.
Do zobaczenia po Tamtej Stronie, Bracie.


wicio1

WITOLD MARCIN MYSZKA (21.07.1983 – 01.07.2022)

Były żołnierz. Weteran Działań Poza Granicami Państwa. Ratownik. Specjalista do spraw wsparcia Weteranów. Wiceprezes Zarządu naszej Fundacji. Dumny tata Dawida i Konrada.

Bardzo Wyjątkowy Człowiek z wielkim serduchem na dłoni. Weteran misji EUFOR ALTHEA w Bośni i Herzegowinie w 2005/2006 r. Zaczął studia w zakresie bezpieczeństwa narodowego, ale nie zdążył ich ukończyć. Był bardzo, ale to bardzo oddany sprawom Weteranów. Pracował w Centrum Weterana i był z tego bardzo dumny. Jako ratownik współpracował z Anią i Bartkiem w ramach Pracowni Psychologicznej SURGE przy prowadzeniu szkoleń z zakresu pierwszej pomocy i interwencji kryzysowej. Mogliście go spotkać w Mobilnym Punkcie Poradnictwa, gdzie udzielał pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Do końca zmagał się z PTSD i całym sercem wspierał inne osoby walczące ze swoimi demonami.

Witek był świetnym streetworkerem i interwentem kryzysowym, bez którego projekt „Medycy na Ulicy” już nigdy nie będzie taki sam. Placówki pomocowe znał jak mało kto – zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie dla osoby szukającej pomocy (a jeśli czegoś nie wiedział, zdobywał potrzebne informacje w kilka minut!). Dla niego procedury musiały mieć sens i służyć człowiekowi, nigdy odwrotnie. Do wszystkiego podchodził z rozsądkiem, sprawdzał, analizował… a potem i tak szedł za głosem serca wszędzie, gdzie mógł komuś pomóc. W FORTIOR pełnił funkcję specjalisty do spraw wsparcia przedstawicieli służb mundurowych i ratowniczych, którzy na skutek doświadczonych zdarzeń traumatycznych znaleźli się w kryzysie bezdomności. Chętnie dzielił się swoim ogromnym doświadczeniem i życiową mądrością.

Posiadacz ujmującego poczucia humoru, dwóch silnych rąk i talentu do majsterkowania. W wolnym czasie tworzył cudeńka z drewna, kamieni, żywicy i innych elementów, zaskakując nas pomysłowością i umiejętnościami. Marzył mu się mały warsztat, w którym mógłby oddawać się swojej pasji. Lubił grać w szachy, w Scrabble też.

Dla nas to przede wszystkim oddany i lojalny przyjaciel, który… potrafił opierdzielić kiedy trzeba. Zawsze mówi to, co myśli, ale go kochaliśmy. Kochamy.

Razem z Witkiem odeszła część nas. To jednak ze strat, które w nas zostaną. W siedzibie Fundacji mamy masę pamiątek, które wyszły spod ręki Wicia. W szafie nadal wisi jego mundur z Bośni. Tęsknimy, Bracie. Do zobaczenia kiedyś!